/
/
Polska leży na bombie. Nikt, nawet władze środowiskowe, nie potrafi powiedzieć, ile mamy składowisk niebezpiecznych odpadów. Nikt ich precyzyjnie nie liczy i nie likwiduje – bo nie musi
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
Główny Inspektorat Ochrony Środowiska podaje,
że w 2022 r. znaleziono ponad 450 składowisk niebezpiecznych i „innych niż niebezpieczne”.
Ale lokalizacji nie ujawnia
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
To tykająca bomba – mówią eksperci. Na porzuconych odpadach setki milionów zarabiają mafie śmieciowe.
W tym samym czasie samorządom brakuje pieniędzy, żeby pozbywać się trującego kłopotu
/
/
/
/
/
/
/
/
W naszym śledztwie ustaliliśmy lokalizację niemal 200 nielegalnych składowisk odpadów niebezpiecznych. Zjedź niżej, aby zobaczyć naszą mapę
v
v
v
v
v
/
/
/
/
POLSKA LEŻY NA BOMBIE
Ewa Dunal (freelancerka), Marcelina Burzec („Czarno na Białym” TVN24), Patryk Osadnik (Ślązag), Anastasiia Morozova, Grzegorz Broniatowski, Konrad Szczygieł (Frontstory.pl)
24 stycznia 2024 r./
/
/
/
/
/
/
/
/
Leszek Gładysiak z Łanięt cieszy się, że lekarz przepisał mu inhalator – już dawno temu z powodu sąsiedztwa hałdy śmieci dostał dziwnych duszności. Właściciel odpadów zapadł się pod ziemię. Odszkodowanie? Bez żartów. Od kogo?
Więcej o tej historii przeczytasz w rozdziale „Kto to sprawdza?"
W 2017 r. starostwo koneckie wydaje pozwolenie na składowanie odpadów w hali przy ul. Staszica w Stąporkowie. Jeszcze w tym samym roku władze orientują się, że coś jest nie tak. Dostają informację, że właściciel nieruchomości, syndyk, pozwala firmie Dav-Serwis na składowanie w hali niepokojących odpadów.
O tym, że to odpady toksyczne, władze dowiadują się jesienią 2018 r., po pożarze. Syndyk nie chce jednak zapłacić za utylizację śmieci. Tak zaczyna się epopeja.
Więcej o tej historii przeczytasz w rozdziale „Kontrola drogowa"
85-letnia Feliksa Mantyk z Rogowca przenosi pościel po domu w rytm powiewów wiatru. Gdy wieje od południa i wschodu jest bezpieczna, może spać we własnym pokoju. Gdy zawiewa od składowiska, chowa się w innych zakamarkach mieszkania. Feliksa Mantyk mieszka obok gigantycznego, nielegalnego składowiska toksycznych odpadów. Smród zatruwa jej życie.
Więcej o tej historii przeczytasz w rozdziale „Prokuratura"
Przemysław Ficner, radny PiS z Nowej Soli, kreśli sceny jak z serialu „Stranger Things”: na nielegalnym składowisku w ciepłe dni toksyczne substancje zaczynają płynąć, zlepiając się w jedną, toksyczną masę. Ficner od ośmiu lat na różne sposoby próbuje usunąć trującą hałdę. Bez skutku: – Czuje pani ten smród? Latem po pół godzinie w tej okolicy zaczyna boleć głowa.
Więcej o tej historii przeczytasz w rozdziale „Samorząd"
Brama do hali przy ul. Zakładowej 6 w Przylepie jest zaklejona taśmą. W tle słychać silnik działającej koparki. To tutaj 22 lipca płonęło ok. 4 tys. ton odpadów niebezpiecznych. Według raportu biegłego, sporządzonego jeszcze przed pożarem, w beczkach znajdowały się substancje wysoce toksyczne, zagrażające życiu ludzi i środowisku. W latach 2012-14 r. za zgodą starosty składowała tu odpady spółka Awinion. Dziś nie ma po niej śladu.
Więcej o tej historii przeczytasz w rozdziale „Co widzi Unia?"
MAPA TOKSYCZNEJ POLSKI
Opary i tajemnicze kropki
Na ponad pół roku toksyczne śmieci stały się naszą zawodową pasją: zbadaliśmy skalę problemu niebezpiecznych odpadów w Polsce. Na własną rękę, bo władze albo nie są nim zainteresowane, albo ukrywają dane na ten temat.
Tekst powstał w ramach programu Fundacji Reporterów – Hub Dziennikarstwa Śledczego. W przygotowanie tekstu zaangażowane były dziennikarki i dziennikarze z redakcji lokalnych i ogólnopolskich, prace koordynowała Fundacja Reporterów. Projekt realizowany jest z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy Norweskich.
Porzucone w terenie w beczkach, torbach i tak zwanych mauzerach (1000-litrowych pojemnikach), często otaczają trujące wyziewy. Są niebezpieczne dla ludzi i środowiska. Informacje o nich otacza tymczasem atmosfera zagadki: niemal każda próba ustalenia faktów – gdzie są i jakiego rodzaju to odpady – dla przeciętnego obywatela skończy się porażką.
Wiedza o tym, gdzie w Polsce znajdują się wysypiska niebezpiecznych śmieci, jest rozproszona. Google nie pomogą – w zasobach polskiej sieci nie ma listy takich składowisk. Na szczęście za kontrolę odpadów odpowiada państwo, być może na rządowych stronach znajdziemy taką informację?
Niestety, ani Główny Inspektorat Ochrony Środowiska ani Ministerstwo Środowiska nie udostępniają publicznie takich danych. Nie udostępniają, ale może przynajmniej wiedzą, ile jest składowisk i w jakich miejscach?
Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ) odpisuje nam z dumą, że w ubiegłym roku ujawnił 463 lokalizacje: 142 miejsca, w których wykryto wyłącznie odpady niebezpieczne oraz 341 z odpadami niebezpiecznymi i innymi frakcjami (tak fachowo nazywają się grupy odpadów).
Do maila urzędnicy dołączają mapę Polski niewiele większą od znaczka pocztowego upstrzoną kolorowymi kropkami. Nie ma szans, żeby odcyfrować dokładne miejsca składowania odpadów. Gdy dopytujemy o adresy „ujawnionych lokalizacji”, słyszymy, że to tajemnica. Dokładnie: „wiedza operacyjna”, jak ładnie ujmie to Maciej Karczyński, rzecznik prasowy GIOŚ, po kilku miesiącach wymiany blisko 30 maili.
Postanawiamy je odnaleźć na własną rękę. Pytamy o miejsca składowania niebezpiecznych odpadów wszystkie 2411 urzędy gmin i miast w Polsce (gdy znajdują się na gruntach państwowych lub nieruchomościach prywatnych odpowiada za nie wójt, burmistrz lub prezydent miasta). Po wielu tygodniach czekania dostajemy 708 odpowiedzi, z czego 47 pozytywnych i ze wskazaną lokalizacją składowiska.
Ale na podstawie mapki z GIOŚ i doniesień medialnych z regionów ustalamy dokładną lokalizację 197 miejsc z odpadami niebezpiecznymi. Oznaczyliśmy je na naszej mapie:
Wiemy, że mapa daje przybliżony, ale wciąż niepełny obraz sytuacji. Jeśli czytasz ten tekst i wiesz, że w twojej okolicy jest składowisko niebezpiecznych odpadów, które nie trafiło do naszego zbioru, napisz do nas. Pomóż nam w dalszym śledztwie.
Większość z ustalonych przez nas lokalizacji nielegalnego składowania lub porzucenia odpadów niebezpiecznych ma już co najmniej kilka lat. Część z nich pojawia się nawet w raporcie GIOŚ z 2019 r. do którego dotarliśmy. Tam mowa o 79 lokalizacjach porzucenia odpadów niebezpiecznych i 68 – niebezpiecznych i innych frakcji). Pytanie zatem, ile z 463 lokalizacji wskazanych przez GIOŚ z 2022 r. to faktycznie miejsca wykryte w tym roku. Tego nadal nie wiemy. A według informacji z Ministerstwa Klimatu i Środowiska to GIOŚ jest instytucją odpowiedzialną za zebranie danych, ale za inwentaryzację już nie.
KTO TO SPRAWDZA?
NIK wie, że nikt nie wie
Kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli w 2022 r. próbowali się dowiedzieć, ile mamy składowisk niebezpiecznych odpadów. Nawet im się to nie udało.
W maju 2023 r. NIK publikuje raport, kontrolerzy podsumowują ustalenia: „Z uwagi na brak obowiązku zgłaszania (np. przez gminy) tego rodzaju przypadków [składowisk niebezpiecznych odpadów – red.] ani Inspekcja Ochrony Środowiska, ani też Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie dysponują rzetelną wiedzą w tym zakresie”.
Okazuje się, że najważniejsza instytucja, która odpowiada za walkę z nielegalnymi śmieciami, Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (obsadzany z politycznego klucza), w sprawie niebezpiecznych odpadów ma jedynie dane szacunkowe. „W 2019 r. było to 76 przypadków, w 2020 r. – 132, w 2021 r. – 125, a do początku września 2022 r. – 100” – cytuje NIK. Urzędnicy GIOŚ tłumaczą, że dane są niepełne, bo… urząd nie ma obowiązku prowadzenia oficjalnej inwentaryzacji. Podobnego argumentu GIOŚ użyje w korespondencji z nami.
W dyrektywie UE w sprawie odpadów niebezpiecznych pojawia się zobowiązanie, by państwa członkowskie do 2020 r. utworzyły elektroniczne rejestry odpadów niebezpiecznych wytwarzanych i przetwarzanych na ich terytorium. Jak pisze NIK, GIOŚ rejestr prowadzi, ale wewnętrzny i znowu — w sposób niepełny — bo nie zawiera miejsc porzucenia odpadów.
O 52-letnim Macieju Karczyńskim, rzeczniku GIOŚ za rządów PiS, dziennikarze mówią, że sprawami ochrony środowiska zajmował się prawą ręką przez lewe ucho. Były policjant i rzecznik prasowy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na swoim Twitterze pisze głównie o halowej odmianie piłki nożnej. Czasem żąda też przywrócenia kary śmierci.
Łanięta
Sielskie podwórko w Łaniętach pod Kutnem – kury, młody pies, trampolina. W domu mieszka czworo dzieci. Pod koniec maja syn Leszka Gładysiaka widzi dym nad działką sąsiadów: – Zadzwoniłem na straż, smród był nie do wytrzymania. Kazałem żonie pakować dzieci i uciekać, bo beczki strzelały od ognia. Wszyscy mówili, że jak coś wybuchnie, to będzie po nas – mówi mężczyzna.
Na terenie starej gorzelni w Łaniętach zalega ok. 400 ton niebezpiecznych substancji. Zatruwają okolicę, mogły przedostać się do wód prowadzących do Skry, dopływu Wisły. Leszek Gładysiak walczy o wywóz śmieci, założył internetową zrzutkę (zebrał tylko 824 zł). Mieszkańcy spotykają się z oporem ze strony starostwa, które nie chce przyjąć od nich żadnych środków finansowych.
Inspektorzy WIOŚ w Łodzi zbadali glebę ze składowiska w Łaniętach dwa razy – po pożarach w maju i we wrześniu. Próbki wrześniowe mają gorsze parametry, więcej substancji rakotwórczych.
Mieszkańcy są w pułapce, nie mają się dokąd wyprowadzić. Najpierw proponowano im mieszkania socjalne, ale te okazały się lokalami komunalnymi – i nie wszyscy spełniali kryteria. Gładysiak pokazuje na dom: – Zainwestowaliśmy prawie pół miliona, to dom po dziadkach.
Prokuratura Rejonowa w Kutnie podkreśla, że toczące się postępowanie dotyczące składowiska w Łaniętach skupia się wyłącznie na ustaleniu, czy doszło do popełnienia przestępstwa, oraz ustaleniu ewentualnego sprawcy lub sprawców. Nie potwierdza, czy toczy się osobne postępowanie w sprawie urzędników, którzy wydawali pozwolenie na składowanie odpadów (toksycznych lub nie).
Leszek Gładysiak: – Używam inhalatora, bo dostałem dziwnych duszności. Prawdopodobnie przez te odpady. Właściciela nie ma, zniknął, więc trudno mówić o jakimkolwiek odszkodowaniu.
Prokuratura zaprzecza doniesieniom, że miała hamować środki z funduszu. Jak informuje nas starostwo, w pierwszym kwartale 2024 r. wyłoniony zostanie wykonawca, który będzie odpowiedzialny za wywóz śmieci.
Przepraszam, nie słyszę pytania
Zimą 2023 r. Karczyński daje wykład dla aspirujących dziennikarzy, który zorganizowali pracownicy prorządowych mediów. Uczy, jak unikać odpowiedzi na pytania. Według niego media chcą zdyskredytować instytucję i pokazać jej wady, a nie zalety („dziennikarz zawsze szuka sensacji”, „nie wolno ufać dziennikarzom”). Z wachlarza sposobów komunikacji podaje najlepsze i sprawdzone: gdy pijany policjant wjechał w grupę ludzi, Karczyński jako rzecznik na każde pytanie dziennikarzy odpowiadał jak katarynka, że „w tej sprawie prowadzone jest postępowanie”. Dobrym sposobem jest też prośba o powtórzenie pytania – wtedy można zyskać na czasie.
Karczyński jest entuzjastą DZPŚ. Pod tym skrótem kryje się Departament Zwalczania Przestępczości Środowiskowej GIOŚ, powołany do życia ponad trzy lata temu. To polityczne dziecko Jacka Ozdoby, rzuconego przez Solidarną Polskę na odcinek środowiska (Ozdobie jako wiceministrowi klimatu i środowiska do niedawna podlegał GIOŚ). Pomysł jest prosty: powołać rodzaj uzbrojonej „policji środowiskowej”, której inspektorzy mogą śledzić, podsłuchiwać i strzelać, za to nie muszą już informować z wyprzedzeniem o kontroli ani pokazywać legitymacji. Nową służbę wyposażono w kosztowne drony, noktowizory i wozy terenowe za łączną kwotę 3,2 mln zł brutto.
Ciekawe: wydziały do zwalczania przestępczości środowiskowej stały się przystanią dla emerytowanych policjantów. – Są ludzie z wydziałów kryminalnych, z dochodzeniówki, ale też ludzie z innych służb – uściśla Bogusław Michałowski, Naczelnik Wydziału Interwencyjno-Operacyjnego z Departamentu Zwalczania Przestępczości Środowiskowej, sam emerytowany policjant.
Nowoczesny sprzęt i tłum byłych funkcjonariuszy służb robią wrażenie. A skuteczność? Co z wykrywaniem nielegalnych składowisk? Ile spraw „policji środowiskowej” zakończyło się aktami oskarżenia dla przestępców? Karczyński nie wątpi: już niedługo sukces będzie gonił sukces, tylko trzeba poczekać: – To nie jest tak mierzalne od razu. To jest tak jak z przepisami ruchu drogowego, które zostały zaostrzone i widać gołym okiem, że już jest jakaś zmiana w zachowaniu kierowców. Ale zmiany w statystykach od razu nie widać.
Dla przypomnienia: DZPŚ istnieje od 2020 r. To oznacza, że GIOŚ stworzył policję środowiskową, która od trzech lat nie może się pochwalić sukcesami.
Potwierdza to raport NIK: „Podejmowane w ostatnich latach przez państwo działania w celu ograniczenie procederu nielegalnego deponowania odpadów niebezpiecznych […] nie przyniosło dotąd efektów w postaci znaczącego zmniejszenia tego zjawiska.” [pisownia oryginalna – red.]
KONTROLA DROGOWA
Tysiące ton na legalu
Legalnie, dzięki pozwoleniom wydanym przez GIOŚ, między lutym a sierpniem 2023 r. do Polski miały wjechać transporty z 92 tys. tonami odpadów, w tym odpadów niebezpiecznych. Dokumenty ujawniły „Fakty” TVN.
To m.in. odpady z oczyszczania gazów, materiałów ogniotrwałych, zawierające węgiel okładziny i szlamy, często zawierające substancje niebezpieczne. Przyjeżdżają do nas z Niemiec, Włoch, Słowenii, Szwecji i Austrii – i w większości przypadków zostają z nami już na zawsze. Jacek Ozdoba, wiceminister klimatu i środowiska z czasów PiS, tłumaczy „Faktom”, że nie możemy całkowicie zakazać importu odpadów ze względu na członkostwo w Unii Europejskiej i zapotrzebowanie recyklerów w kraju.
Tymczasem ze statystyk, które GIOŚ w październiku ubiegłego roku udostępnił Stowarzyszeniu Demagog wynika, że w ciągu ostatniej dekady do kraju legalnie przywieziono 1,67 mln ton odpadów niebezpiecznych. Najwięcej w 2017 r. – aż 224 tys. ton. Wśród nich znajdują się odpady o właściwościach wybuchowych, łatwopalnych, drażniących, toksycznych, zakaźnych. Są też odpady o ostrej toksyczności (powodujące niekorzystne skutki po 24 godzinach od kontaktu ze skórą lub w układzie pokarmowym, czy przy wdychaniu oparów).
Wszystko to, na co GIOŚ nie wyda pozwolenia, powinno być zatrzymane. Albo już na granicy przez celników, albo na drogach przez pracowników Inspekcji Transportu Drogowego (ITD).
Ewa Markowicz, rzeczniczka celników z Zielonej Góry, tłumaczy, że od prawie dwóch lat każdy transport odpadów musi trafić do systemu SENT – to system stworzony nie do kontrolowania śmieci, tylko kontroli obrotu rozmaitymi towarami. Nie dodaje, że mowa o legalnych transportach – nielegalnych nikt do żadnego systemu nie zgłasza.
Markowicz tłumaczy, że jednym z prostych sposobów wyłapania lewych transportów jest sprawdzanie, czy ciężarówka ze śmieciami jest oznaczona literą „A” (powinna być, oznacza transgraniczny transport odpadów). Funkcjonariusze zatrzymują pojazd i mogą sprawdzić jego dokumenty i ładunek. Gdy podejrzewają, że ktoś przewozi nielegalnie odpady, proszą WIOŚ (regionalny GIOŚ) o opinię.
Przez dekadę, od 2013 r. do 2023 r. w Świecku zatrzymano jedynie 36 nielegalnych transportów odpadów niebezpiecznych.
Krokodylek tropi do piętnastej
Jednym z ważnych ogniw łańcucha kontroli, która powinna wyłapywać nielegalne transporty odpadów niebezpiecznych, są te, którymi zajmuje się Inspektorat Transportu Drogowego (kierowcy o inspektorach w zielonych mundurach mówią „krokodylki”).
Ale inspektorzy ITD nie są „środowiskową policją”, to umundurowani urzędnicy, choć wyposażeni w drony, broń palną i paralizatory. Pracują w systemie zmianowym po osiem godzin dziennie. Ci, z którymi spędzamy dzień na kontroli na autostradzie A2 koło Tarnawy w lubuskiem, pracę zaczynają o 7 rano w Gorzowie. Na autostradzie są godzinę później. Pracę kończą o 14, żeby na fajrant wrócić do domu. Realnie na miejscu, na drodze, spędzają zaledwie sześć godzin. Zdarza się i mniej, zależy od warunków na drodze. Inspektorzy ITD w nocy i w święta pracują tylko w szczególnych przypadkach, nie czuwają 24 godziny na dobę.
Kontrola ITD na bramkach w Tarnawie jest drugą na A2, wcześniej stoją celnicy. Celnicy mogą robić tzw. lejki, czyli zatrzymać więcej pojazdów na szybszą kontrolę. Sprawdzają tylko ładunki i wychwytują znacznie więcej transportów z odpadami. Urzędnicy ITD kontrolują też czas pracy kierowcy, dokumenty, sprawność pojazdu.
Z Krajowej Administracji Skarbowej dostajemy dane z całej Polski. Dotyczą zatrzymań odpadów, które wjeżdżają i wyjeżdżają z kraju. Wśród nich są: nielegalny transport odpadów, zatrzymania ze względu na niepełną dokumentację, czy przewożenie zdezelowanych pojazdów.
Inspektorzy ITD nieoficjalnie przyznają, że rzadko trafiają na odpady niebezpieczne. Ale niedawno inspekcja zatrzymała transport odpadów – akumulatorów z Niemiec. Naczepa z nimi stała na parkingu przez pół roku, aż zaczął z niej wyciekać kwas. Postępowania w sprawie takich transportów, jak tłumaczą w ITD, prowadzone są dwutorowo — przez ITD i GIOŚ. I trwają tak długo, aż GIOŚ nie wyda decyzji o ich zakończeniu i pozwoli ITD wypuścić pojazd. Bez decyzji GIOŚ, ITD nie może nic zrobić.
Co stało się z akumulatorami z parkingu? Najpierw pół roku trwała urzędowa przepychanka między Polską a Niemcami. Ostatecznie niemieckie służby odebrały transport z odpadem. Zapłaciły za parking — ok. 20 tys. zł. – a ITD z policją dostarczył im samochód do granicy.
„Tu niczego nie znajdziecie”
Jak z bliska wygląda szczelność kontroli, które powinny wyłapać nielegalne transporty odpadów, opowiadają nam sami inspektorzy. Dobrze wiedzą, że punkty kontrolne ITD da się łatwo ominąć. Przed punktem w Torzymiu można zjechać na starą, lokalną drogę, a po 10 km wrócić na autostradę. Kontrole ITD zawsze są w tych samych, stałych punktach – przy parkingu, aby zgodnie z przepisami móc bezpiecznie zatrzymać pojazd.
W branży transportowej wszyscy się spieszą. Zatrzymani kierowcy narzekają, że niektóre kontrole ITD trwają kwadrans, a niektóre godzinę. Transport z tabliczką „A” ma kontrolę jak w banku. Zarówno na celników, jak i na ITD tabliczka działa jak płachta na byka. Rozwiązanie wydaje się proste: – Gdybym chciał przewozić odpady nielegalnie, to po prostu zdjąłbym tabliczkę – wzrusza ramionami jeden z kierowców.
Podczas kontroli pytamy kierowców, czy zarobki w legalnym przewozie odpadów niebezpiecznych różnią się od tych w innych transportach. Według nich nie ma różnicy, nawet jeśli kierowca ma tzw. zaświadczenie ADR – które pozwala na transport gazów, paliw, chemikaliów czy materiałów wybuchowych.
Podczas naszej wizyty ITD kontroluje sześć pojazdów przewożących odpady. Wszystkie są legalne i – jak każą przepisy – zarejestrowane w systemie SENT.
MAFIJNY BIZNES – JAK TO DZIAŁA?
Napadał i zostawiał śmieci
45-letni Grzegorz L., ps. Młody, gangster ze Śląska i specjalista od spektakularnych napadów, w 2019 r. zostaje świadkiem koronnym w procesach śląskiej mafii. Korpulentny, z czujnym i przenikliwym wzrokiem, publicznie występuje dziś w kominiarce. Dziennikarzowi „Gazety Wyborczej” opowiedział, jak kręci się biznes na nielegalnych odpadach: „Po wyjściu na wolność zwąchałem się z mafią śmieciową. Na słupy wynajmowaliśmy magazyny, do których zwoziło się góry odpadów, a po zapełnieniu przestawało płacić czynsz” – opowiada śląski gangster.
Śląsk to ważne miejsce na naszej mapie odpadów niebezpiecznych. Odnaleźliśmy i przeczytaliśmy akta spraw zorganizowanych grup przestępczych ze Śląska, które w portfolio miały właśnie odpady. Mechanizm niemal w każdej z tych spraw był podobny. I pokrywa się z opowieścią „Młodego”.
Grupa osób wynajmowała „na słupa” halę, magazyn, lub działkę. Właściciel dostawał czynsz i nie interesował się, co ląduje na jego terenie. Część gangu organizowała źródło odpadów – w większości pochodziły z firm, które na papierze zajmowały się utylizacją odpadów niebezpiecznych.
Nad wszystkim panował szef, który miał wiedzę, skąd jadą odpady, kto organizuje miejsca ich porzucenia, kto je przewozi i kto zajmuje się rozładunkiem. „Wysokie zyski, możliwe do osiągnięcia na skutek sprzecznego z prawem i zdrowym rozsądkiem rozdysponowania odpadów niebezpiecznych, stworzyły nowy rodzaj przestępczości” – pisze prokurator w uzasadnieniu aktu oskarżenia dla grupy Marka P. To jedna z dwóch grup trzęsących śmieciowym nielegalnym biznesem na Śląsku. Razem z Markiem P. na ławę oskarżonych w styczniu 2021 r. trafia 30 osób odpowiedzialnych za kilkanaście nielegalnych składowisk.
Z policyjnych statystyk płynie prosty wniosek: z biegiem lat, przestępstw z nielegalnymi odpadami jest coraz więcej. W 2013 r. Policja wykrywa ich 75, w rekordowym 2020 r. – 287.
Ile spraw dotyczących nielegalnego składowania niebezpiecznych odpadów jest prowadzonych w polskich prokuraturach? Tego nie wiemy. Nie ma jednego, specjalnego przepisu w kodeksie karnym, z którego ścigani są przestępcy odpowiedzialni za niebezpieczne składowiska. Gdy zapytaliśmy prokuratury o postępowania prowadzone w związku z niebezpiecznymi odpadami, dostaliśmy zestawienia spraw z art. 183 KK - dotyczących nieodpowiedniego postępowania z odpadami. Do tego worka trafiają zarówno drobne przestępstwa, np. „usuwanie odpadów płynnych poprzez wprowadzanie ich do kolektora ściekowego”, jak i te większego kalibru, które popełniają mafie śmieciowe.
Szeryfie, schowaj colta
Za rządów PiS, w 2018 r. w katowickiej prokuraturze (pod rządami Zbigniew Ziobry pełni funkcję prokuratury do zadań specjalnych) powstaje zespół do walki z mafią śmieciową. Na jego czele staje doświadczony prokurator, Konrad Rogowski. Na przestrzeni kilku lat sadza na ławie oskarżonych kilkadziesiąt osób zaangażowanych w handel niebezpiecznymi odpadami.
– Biznes na lewych odpadach kręcił się przez lata, bo nikt nie powiązał ze sobą pojedynczych składowisk – mówi nasze źródło w katowickiej prokuraturze. – Kiedy powstał zespół, do tej pory osobne przypadki połączyły się w jedną całość. Okazało się, że mamy do czynienia z bardzo dobrze zorganizowanym procederem. Że to jest mafia.
Ale w październiku 2021 r. kierownictwo prokuratury regionalnej w Katowicach nagle odsuwa Rogowskiego od kierowania zespołem. W tym samym czasie prokurator zaczyna otrzymywać pogróżki. Katowicka „Wyborcza” napisze w czerwcu 2023 r. o zeznaniach członka mafii śmieciowej. Według niego pseudokibice Ruchu Chorzów dostali zlecenie na prokuratora. „[...]Ustalili, iż prokurator na co dzień dojeżdża do pracy w Katowicach pociągiem. I zdecydowali, że trzeba znaleźć kogoś, kto go z niego wyrzuci w trakcie jazdy” – cytuje swoje źródło „Wyborcza”. Śledztwo w sprawie gróźb wobec Rogowskiego prowadziła krakowska prokuratura, ale je umorzyła. Dziś Rogowski zasiada w Radzie Naukowej GIOŚ, do której trafił w listopadzie 2023 r.
Prosimy Prokuratura Regionalnego w Katowicach o zgodę na rozmowę z Konradem Rogowskim. Odmawia. Czemu odsunął Rogowskiego od kierowania zespołem? Ile spraw zespół prokuratorów zamknął aktem oskarżenia od momentu, gdy przestał kierować nim Rogowski?
Agnieszka Wichary, rzeczniczka prasowa Prokuratur Regionalnej w Katowicach, w odpowiedzi mailowej nie odniosła się do pytania o powody odsunięcia Rogowskiego od kierowania zespołem. „W obu okresach [przed październikiem 2021 r. i po – red.] których dotyczy zapytanie, aktem oskarżenia zakończono po 3 postępowania” – pisze prokurator.
Kontaktujemy się z Konradem Rogowskim z prośbą o komentarz: – Od pana dowiaduję się, że nie mam zgody od Prokuratora Regionalnego w Katowicach na wypowiedź. Ustawa o prokuraturze tak już jest skonstruowana, że knebluje prokuratorów, nawet jeżeli mieliby nie mówić o sprawach objętych tajemnicą śledztwa, lecz o działaniach lub zaniechaniach w zakresie organizacji pracy instytucji publicznej, jaką jest prokuratura. Komentarz nie do mnie należy, lecz do odbiorców, tym bardziej, że na temat odpadów niebezpiecznych i ścigania tych przestępstw chcę i mogę dużo powiedzieć, a nie z własnej winy zmuszony jestem milczeć – odpowiada prokurator Rogowski.
Błotko w wannie i firanki
56-letni Andrzej N. na śmieciach zjadł zęby. To były prokurent i dyrektor w firmie Clif z Małopolski (działa od 1997 r., utylizuje odpady, dziś jest w likwidacji). Andrzej N. to dziś jeden z głównych oskarżonych w procesach mafii śmieciowych – sprawy z jego udziałem toczą się przed sądami w Krakowie i Częstochowie. To właśnie z firmy Clif do kilkudziesięciu miejsc w Małopolsce i na Śląsku jeździły transporty z niebezpiecznymi odpadami.
Podczas jednego z przesłuchań N. tłumaczy prokuratorom, na czym polega śmieciowy biznes: – W latach 90. doszło do zmiany prawa o odpadach, znoszącej obowiązek kontroli, co się dalej dzieje z przekazanym odpadem. Praktyka powstała taka, że odpady mogły krążyć między firmami – zeznaje N. Praktyka polegała też na tym, że zgodnie z prawem odpad, który u kogoś leżał 2 lata i 10 miesięcy, trafiał do firmy X, a po kolejnych 2 latach i 10 miesiącach firma X mogła go przekazać dalej – W ten sposób odpady mogły krążyć przez wiele lat – wyjaśnia Andrzej N. Według niego „w momencie przekazania odpadów, przekazujący odpady przekazuje odpowiedzialność za odpady na następnego posiadacza” [wypowiedzi zacytowanie na podstawie akt – red.].
„Wysokie koszty utylizacji odpadów oraz praktycznie nieograniczone ich źródło dostaw wykorzystały do generowania swoich zysków zorganizowane grupy przestępcze oferujące na rynku za kwotę 180-250 złoty od tony odpadu, przejmowanie-odkupywanie odpadów do tzw. ‘zagospodarowania’” [pisownia oryginalna – red.] – czytamy w uzasadnieniu aktu oskarżenia w jednym z procesów mafii śmieciowych.
Ile można zarobić na tym biznesie? Prokuratura Okręgowa w Krakowie policzyła, że na przestrzeni kilku lat firma Andrzeja N. za odbieranie niebezpiecznych odpadów zainkasowała ponad 23 mln zł: „Ustalono, że tylko około 1 % odpadów niebezpiecznych (około 800 ton), o wartości brutto ponad 164 tysięcy złotych, został odebrany przez uprawnione do tego podmioty. [...] Pozostałe 55 tysięcy 280 ton odpadów (co stanowi około 2 tysięcy 300 naczep samochodowych 24 tonowych) trafiały w formie płynnej bądź zmieszanej na nielegalne składowiska lub zalegały w magazynie” [pisownia oryginalna – red.].
„W tej głównej hali magazynowej były beczki i mauzery, a na samym końcu hali była taka maszynka, która mieliła różnego rodzaju odpady […]. To było lekkie i na to była wylewana ciemna substancja z beczek i do tego była dorzucana ziemia. Wyglądało to jak taka maź, mówił na to ‘błotko’” – wspomina w zeznaniach wizytę w zakładzie Andrzeja N., inny z oskarżonych o kierowanie śmieciowym gangiem, Marek P. „ N[...] powiedział, że to jest w ogóle nie niebezpieczne [...]. Jak wróciliśmy do hali z powrotem to powiedział, że to w mauzerach, w jednej części hali jest niebezpieczne i to wywozi w cysternach […]”.
Odpady z legalnych firm do opuszczonych magazynów woziły „firanki”, czyli ciężarówki z plandeką, pod którą można schować beczki i mauzery z toksycznymi odpadami. Z kolei „wanny” – ciężarówki z wywrotką – woziły „błotko”. Żeby obrotowi odpadami nadać pozorów legalności, firmy należące do przestępców wystawiały faktury na fikcyjne „usługi transportowe”.
N. „zaproponował 160 zł + podatek VAT od tony. Powiedział, że mamy go fakturować jako usługa transportowa, bo przecież nie mamy uprawnień do obrotu odpadami” – wyjaśniał Marek P.
Tylko w sprawie działającej przez rok (2017–2018) grupy Marka P. prokurator znalazł 90 faktur na co najmniej 1 mln zł za „usługi transportowe”. W rzeczywistości były transportami 5717,05 ton odpadów niebezpiecznych.
Sprawa dla prezydenta
We wrześniu tego roku do prokuratury w Katowicach niespodziewanie zgłasza się poszukiwany od kilku lat Jacek B. To szef kolejnej lokalnej mafii śmieciowej, według prokuratury odpowiada za kilkanaście nielegalnych składowisk.
W listopadzie sąd w Częstochowie wzywa go na przesłuchanie w procesie byłych wspólników. Do sądu Jacek B. przyjeżdża w obstawie policyjnej z aresztu – skuty łańcuchem i kajdankami, jak niebezpieczny gangster, przed salą spotyka Marka M. To pośrednik w organizacji nielegalnych składowisk (odpowiada z wolnej stopy). Jacek B. rzuca z uśmiechem: „Co tam, k…., grypsujący!”.
Jacek B. przekomarza się z sędzią, w końcu rzuca: „Nie będę odpowiadał na pytania”.
Rozprawa kończy się błyskawicznie, policja wyprowadza go z sali.
To grupa Jacka B. (której proces nadal trwa), jak wynika z sądowych akt oraz reportażu TVN24 „Wody czerwone”, odpowiadała za przyjmowanie i składowanie odpadów wytwarzanych w niesławnym Nitro-Chemie – państwowej spółce produkującej amunicję. „Wody czerwone” to toksyczny produkt uboczny produkcji materiałów wybuchowych. O sprawie odpadów z Nitro-Chemu mówi w lecie 2023 r. cała Polska.
Mafia przywozi, płaci samorząd
Po ponad dwóch latach od odkrycia magazynu urząd prezydenta ustala, kto jest odpowiedzialny za podrzucenie śmieci. Teraz może kazać mu je zutylizować. W teorii.
Praktyka jest inna. Marek M. i Dariusz H. i inni – oskarżeni o udział w mafii śmieciowej – do 31 grudnia 2021 r. mają usunąć składowisko, ale jeden z nich odwołuje się do sądu administracyjnego. WSA w Gliwicach uznaje, że „organy […] nie ustaliły w sposób niewątpliwy posiadacza odpadów” i unieważnia decyzję magistratu. Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Częstochowie musi jeszcze zwrócić prawie 700 zł kosztów postępowania jednemu z mężczyzn zobowiązanych do usunięcia składowiska.
Włodzimierz Tutaj, rzecznik magistratu: – Zmuszono nas do zajęcia się usunięciem odpadów, choć nie jest winą mieszkańców czy samorządu, że znalazły się na terenie naszego miasta. Leżą na prywatnych działkach, a trafiły na nie w wyniku niedowładu służb, które są odpowiedzialne za kontrolę gospodarki odpadami niebezpiecznymi. Ten proceder trwa od długiego czasu i służby państwowe nie są w stanie skutecznie temu przeciwdziałać.
Urząd na utylizację odpadów po mafii zaplanował wydać maksymalnie 55,5 mln zł. Udało się to zrobić taniej. Do przetargu stanęło pięć firm, a wygrała ta, która złożyła najniższą ofertę - 35,6 mln zł. Nieco ponad połowę tej kwoty dołożą Narodowy oraz Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Odpady – zgodnie z umową – mają zostać usunięte do 2026 r.
Stąporków
W 2017 r. starostwo koneckie wydaje pozwolenie na składowanie odpadów w hali przy ul. Staszica w Stąporkowie. Jeszcze w tym samym roku władze orientują się, że coś jest nie tak. Dostają informację, że właściciel nieruchomości, syndyk, pozwala firmie Dav-Serwis na składowanie w hali niepokojących odpadów.
O tym, że to odpady toksyczne, władze dowiadują się jesienią 2018 r., po pożarze. Syndyk nie chce jednak zapłacić za utylizację śmieci. Tak zaczyna się epopeja.
Odpady zajmują 5600 m sześc. – tekstylia (te zwożono legalnie) i chemikalia (trafiały do hali nielegalnie). Część z nich jest łatwopalna, żrąca i najprawdopodobniej rakotwórcza. Plus cysterna, w której do dzisiaj nie wiadomo, co się znajduje.
W grudniu 2019 r. prokuratura oskarża trzy osoby powiązane z Dav-Serwis o „naruszenie przepisów w postępowaniu z odpadami”. W tym czasie urzędy walczą o to, który z nich powinien zutylizować niebezpieczne składowisko. A raczej: który może od tego umyć ręce.
Burmistrz Dorota Łukomska ma duży, czerwony segregator. Są w nim pisma, za pomocą których chce zmusić starostę do zapłacenia za utylizację. WIOŚ wydał wniosek o niezwłoczne usunięcie odpadów. Starostwo zapewnia, że usunie śmieci (ale inne niż niebezpieczne) dopiero, gdy z nieruchomości znikną odpady toksyczne.
Starostwo nakładało kary finansowe za nielegalne składowisko, ale limit takich kar wynosi 200 tys. zł i gdy osiągnięto tę sumę – władzom nie pozostał już żaden ruch. Starostwo wie, że jeżeli sąd nakaże mu usunięcie odpadów, to akcja wywózki toksycznych śmieci zrujnuje mu budżet. Starostwo nie występowało o wyjaśnienie tego sporu do sądu.
Widmo odpadu krąży po Śląsku
Ta sama grupa, która porzuciła odpady w Częstochowie, odpowiada za składowisko w Mysłowicach. Ale tu prezydent miasta w 2018 r. oficjalnie zgodził się na składowanie odpadów. Dlaczego? Bo Marek M. podrobił wniosek o zezwolenie na zbieranie odpadów. Skutek: do Mysłowic trafiło 1377 ton odpadów nieszczelnych i częściowo zniszczonych mauzerach oraz beczkach. Już po roku od wydania decyzji doszło do wycieku chemikaliów.
Gdy wybory samorządowe w Mysłowicach wygrywa Dariusz Wójtowicz, cofa – bez odszkodowania – zgody na składowanie odpadów niebezpiecznych Marka M. Mężczyzna ma usunąć odpady i skutki wycieków.
Pierwszy termin to styczeń 2019 r. – ale w magazynie nic się nie dzieje. Magistrat do zajęcia się odpadami wyznacza firmę znajomego Marka M., do której należy teren. Magistrat wyznacza jej kolejne terminy – bez efektu. Utylizację śmietniska ostatecznie musi wziąć na siebie.
Miasto ogłasza przetarg, zgłaszają się konsorcja z Kielc oraz Krakowa. Kwota za utylizację powala: prawie 94 mln zł. Władze środowiskowe dosypią samorządowi na tę operację prawie 80 mln zł (w tym 20 mln zł pożyczki).
Od kwietnia do października 2021 r. z Mysłowic wyjeżdżają 402 transporty z niebezpiecznymi odpadami. Dokąd trafiają? Według wykonawcy m.in. na składowiska w Gorzowie oraz pod Radomsko, a także do firm z Polski oraz Niemiec.
Rok później mundurowi ze specjalnej grupy policji w Częstochowie, która zajmuje się mafią śmieciową, odkrywają składowisko niebezpiecznych odpadów na działce rolnika w Bieruniu. W metalowych beczkach i plastikowych mauzerach pływa ponad 20 tys. litrów niebezpiecznych toksyn.
Mieszkańcy plotkują, że to odpady z Mysłowic. Taką wersję podaje także „Gazeta Wyborcza”, powołując się na źródło związane z GIOŚ. Prokuratura na razie nie potwierdza tej wersji. Magistrat sprawy nie komentuje, choć w przyszłości to być może na jego barki spadnie obowiązek i koszt utylizacji.
W październiku 2023 r. oglądamy składowisko w Bieruniu. Koparka, którą sfilmowali w czasie akcji funkcjonariusze, stoi w tym samym miejscu. Tak samo mauzery na paletach i odpady budowlane. Według mieszkańców odpady trafiają tu od lat, jednak dopiero dwa-trzy lata temu zaczęły się roznosić „chemiczne zapachy”. Czuć je zwłaszcza latem. Co znajduje się w mauzerach?
– W opinii biegli wskazali, że pobrane do badań próbki substancji stanowią odpady z przemysłu chemicznego, petrochemicznego, farbiarskiego i lakierniczego – informuje prok. Agnieszka Wichary z Prokuratury Regionalnej w Katowicach.
.
.
SAMORZĄD WALCZY
O WYWÓZKĘ
f.
.
.
f.
f.
f.
f.
f.
Rogowiec
Rogowiec, okolice Elektrowni Bełchatów. 85-letnia Feliksa Mantyk sąsiaduje z największym nielegalnym składowiskiem odpadów toksycznych w województwie łódzkim: – Pościel noszę po domu w zależności od wiatru. Jak wiatr jest od południa to nie [jest źle – red.], od wschodu też da się żyć.
.
.
.
.
.
.
Feliksa mieszka z synem, z okien mają widok na elektrownię. Wiele razy słyszała, jak w nocy zwożono śmieci w okolicę: – Gmina nas uspokajała, że będzie tam mielona folia.
.
.
.
Dziś wiadomo, że ze składowiskiem w Rogowcu powiązany jest Jacek B., ale mężczyzna zniknął, poszukiwany jest międzynarodowym listem gończym.
.
.
.
.
Dziś teren składowiska jest zabezpieczony, ale bez problemu zaglądamy przez bramę. Mauzery i beczki są poprzewracane. Leży tu ok. 50 tys. pojemników z odpadami niebezpiecznymi. Ich utylizacja może kosztować nawet kilkaset milionów złotych. – Przyjeżdżała gmina. I policja, i ochrona środowiska, nic nie pomogło, wozili nadal – mówi pani Feliksa. – Ja tu nadziei żadnej nie mam. Nie szybko to wywiozą, może nigdy.
.
.
.
.
W 2021 r. rząd zmienił granice gmin Kleszczów i Bełchatów. W efekcie mieszkańcy poszkodowanej wsi Rogowiec (gmina Kleszczów) nie dostaną do gminnego budżetu podatków płaconych przez elektrownię Bełchatów, mimo że mieszkają 100 metrów od składowiska.
.
.
б
б
б
б
б
б
б
б
б
б
б
б
Pomoc? Tak, ale
Za usunięcie niebezpiecznych odpadów trzeba słono płacić. Często więcej, niż wynoszą roczne budżety gmin. Wachlarz cennika: od blisko 102 tys. zł (nielegalne składowisko w Waliszewie) do nawet 400 mln zł (nielegalne składowisko w Rogowcu). Opłata zależy od rodzaju materiału, jego ilości i stanu w jakim znajdują się pojemniki – im bardziej skorodowane, tym trudniej je przewieźć. A im trudniej, tym drożej.
Podczas pracy nad tym tekstem wiele razy trafiamy na interpelacje poselskie, pisma do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich z prośbami o wsparcie gmin, których nie stać na usunięcie odpadów z prywatnych działek. Ministerstwo Środowiska jest nieugięte: pożyczka lub dotacja – tak, ale wcześniej teren musi przejść w ręce gminy.
Podobnie Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej – daje pożyczki na likwidowanie odpadów niebezpiecznych pod warunkiem, że gmina jest właścicielem gruntu. Do tej pory udzielił trzech pożyczek i kilkunastu dotacji.
g
g
g
g
g
CO WIDZI UNIA?
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
g
Nowa Sól
Nowosolska hałda przypomina rozlaną magmę. Radny PiS Przemysław Ficner, który od ośmiu lat próbuje ją usunąć, zapewnia, że teraz, gdy jest zimno, po magmie można się nawet przespacerować: – Latem jest gorzej. Pod wpływem temperatury te substancje ożywają i płyną. Wszyscy się przyklejają. No i smród jest straszny.
W 2001 r. spółka Pol-Eko-Tech wydzierżawiła teren po Dolnośląskich Zakładach Metalurgicznych Dozamet. Miała odzyskiwać odpady od władz wojewódzkich. Szybko wyszło na jaw, że firma nie jest w stanie przerobić takich ilości śmieci, jakie do niej trafiają. W 2005 r. firmie cofnięto pozwolenia. Zostawiła po sobie ok. 37 tys. metrów sześciennych śmieci (blisko 60 tys. ton).
Firma, która badała ten teren, wykryła na nim substancje ropopochodne. – Człowiek, który robił te badania, mówił, że to wygląda jak materiał po rafinerii, albo po czyszczeniu zbiorników z ropą – mówi radny Ficner.
W 2011 r. NSA kazał starostwu przeprowadzić egzekucję na firmie, która składowała odpady. Ale jej właściciel zniknął.
W 2018 r., jak mówi Ficner, Ministerstwo Środowiska obiecało dofinansować betonowy sarkofag do przykrycia odpadów, pod warunkiem, że grunt wróci do Skarbu Państwa (po zniesieniu użytkowania wieczystego). Ale hałda położona jest na pięciu działkach, podzielonych między cztery firmy. Zaczęły się procesy. W 2022 r. jedna z działek wróciła do Skarbu Państwa. Pozostały cztery.
Koszt budowy sarkofagu to około 20 mln zł. I to jedyne rozwiązanie, które zapewni, że toksyczne substancje nie trafią do Odry. Rzeka przepływa kilometr dalej.
ю
ю
ю
ю
ю
ю
ю
ю
ю
ю
ю
ю
ю
Eko-zbrodnia i niby-kara
Zebraliśmy dane o nielegalnych składowiskach odpadów niebezpiecznych ze wszystkich publicznie dostępnych źródeł: Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Ministerstwa Klimatu i Środowiska, raportów Najwyższej Izby Kontroli, Biura Rzecznika Spraw Obywatelskich, z doniesień medialnych, z informacji od organizacji pozarządowych, z informacji od prokuratury i policji. I odkryliśmy setki nielegalnych składowisk, mafie śmieciowe, państwo niezainteresowane ściganiem sprawców i rozwiązywaniem problemu. Urzędy ukrywające dane na temat odpadów niebezpiecznych. Czy to cała i jedyna prawda o odpadach niebezpiecznych?
Częścią naszego odkrycia jest to, że nic nie grozi za to, że dopuszczamy do powstania 463 nielegalnych składowisk. W tej chwili przeciwko Polsce nie toczy się żadne postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązań w sprawie składowisk odpadów niebezpiecznych – uspokaja nas Daniela Stoycheva z biura prasowego Komisji Europejskiej.
Problemu nie widzi też Sieć Unii Europejskiej na rzecz Wdrażania i Egzekwowania Prawa Ochrony Środowiska (IMPEL), stowarzyszenie non-profit zrzeszające władze środowiskowe państw UE. Gdy pytamy o odpady niebezpieczne w Polsce, IMPEL chętnie podaje nam namiary do GIOŚ: w Polsce wszystko jest w porządku, ewentualne pytania prosimy kierować do lokalnych władz. Gdy o śledztwa w sprawie niebezpiecznych odpadów pytamy Interpol, ten również kieruje nas do polskich instytucji.
Do 12 lat więzienia za nielegalny transgraniczny przewóz odpadów niebezpiecznych, do tego sprawca może zapłacić nawiązkę do 10 mln zł na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej – takie zmiany wprowadzone w polskim prawie 1 września 2022 r. Nowelizacja uwzględnia także zwiększenie zakresu kompetencji Inspektorów Ochrony Środowiska. Jak czytamy na rządowej stronie, „nowe kary zostały wprowadzone w związku z potrzebą dostosowania kar adekwatnych do czynów przeciwko środowisku. Są również odpowiedzią na wzrost przestępczości środowiskowej w ostatnich latach”.
Jak przekazuje nam rzecznik Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska Maciej Karczyński, GIOŚ cieszy się z wprowadzonych przepisów. „Powstanie Departamentu Zwalczania Przestępczości Środowiskowej (DZPŚ) oraz wyspecjalizowanych wydziałów w wojewódzkich inspekcjach ochrony środowiska powoduje coraz większą skuteczność naszych działań, które przyniosą korzyść dla ochrony środowiska. Podwyższenie i zaostrzenie odpowiedzialności karnej ma być przestrogą i ostrzeżeniem, że każdy kto popełni środowiskowe przestępstwo czy wykroczenie poniesie karę. Do tej pory, według naszej oceny, kary były zbyt niskie i nie odstraszyły. [...] Warto zauważyć, że zmiany dokonane w ostatnich latach są ukierunkowane na skuteczne zwalczanie przestępczości środowiskowej” – napisał rzecznik w odpowiedzi na nasze pytania.
Tymczasem w połowie listopada Rada i Parlament Europejski uzgadniają projekt prawa zaostrzającego kary za poważne przestępstwa przeciwko środowisku – rekomendujące nawet 10 lat więzienia i 40 mln euro grzywny za „ekobójstwo” (bezprawne lub bezmyślne działanie na szkodę środowiska naturalnego).
„Nielegalny handel odpadami jest bardzo dochodową działalnością. Roczne dochody z samego tylko nielegalnego handlu odpadami niebezpiecznymi szacuje się na 1,5 mld do 1,8 mld euro” – alarmował Europejski Trybunał Obrachunkowy (ETO) na początku 2023 r. ETO to zewnętrzny kontroler Unii Europejskiej. Jest odpowiedzialny za kontrolę unijnych finansów i pełni funkcję niezależnego strażnika interesów finansowych jej obywateli.
Według szacunków, na które w 2023 r. powoływała się Komisja Europejska, roczne straty związane z przestępstwami przeciwko środowisku w Europie określa się na 91-258 mld dol.
J
J
J
J
/
JAKIE TO JEST TRUJĄCE?
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
Przylep
Brama do hali przy ul. Zakładowej 6 w Przylepie jest zaklejona taśmą. W tle słychać silnik działającej koparki. To tutaj 22 lipca 2023 r. płonęło ok. 4 tys. ton odpadów niebezpiecznych. Według raportu biegłego, sporządzonego jeszcze przed pożarem, w beczkach znajdowały się substancje wysoce toksyczne, zagrażające życiu ludzi i środowisku. W latach 2012-14 r. za zgodą starosty składowała tu odpady spółka Awinion. Dziś nie ma po niej śladu.
/
/
/
/
/
/
/
Przed halą stoimy z radnym i mieszkańcem Przylepu Tomaszem Nesterowiczem. Chemiczny zapach uderza w nozdrza: – Jak ktoś spali śmieci u siebie prywatnie, to jest przestępcą. Ale jak dopuszcza się do tego, żeby śmieci płonęły hurtowo, to okazuje się, że się nic nie dzieje.
/
/
/
/
/
/
/
/
W pobliżu spalonej hali znajdują się domy i ogródki działkowe. Działkowcy i mieszkańcy, którzy podczas nadzwyczajnej sesji rady miasta domagali się odpowiedzi, czy teren ich działek został skażony, nadal nie mają pełnych informacji: – Wiemy tylko tyle, że prezes zarządu przekazał materiał do badań. Teoretycznie wyszły w porządku, ale oficjalnej informacji czy to z miasta, czy z sanepidu nie dostaliśmy — żali się Monika Szmyt, właścicielka działki w Przylepie — Czy jest sens sadzić cokolwiek? Czy za chwilę powiedzą nam, że jednak nie możemy tego spożywać i nie wiem, pozamykają te działki? Nie mam pojęcia.
/
/
/
/
/
/
/
Toksyczne substancje, które ulotniły się podczas pożaru, wciąż budzą niepokój mieszkańców. Radny Nesterowicz: – Potencjalnie jesteśmy narażeni na choroby onkologiczne. Przy czym mieszkańcy za dziesięć lat nie będą w stanie udowodnić w sądzie, że ich choroba onkologiczna jest związana z faktem, że byli wystawieni na oddziaływanie trujących dymów.
/
/
/
/
/
/
/
Pożar w Przylepie postawił na nogi pół rządu i wszystkie służby odpowiedzialne za środowisko. Do Zielonej Góry przyjechała minister klimatu i środowiska Anna Moskwa. – Powietrze jest bezpieczne, środowisko jest bezpieczne, mieszkańcy mogą normalnie funkcjonować – mówiła w radiu.
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
Badania w Przylepie wykonał wojskowy Centralny Ośrodek Analizy Skażeń, który podał w raporcie, że „w powietrzu stwierdzono obecność węglowodorów aromatycznych oraz rozpuszczalników organicznych w stężeniach bezpiecznych”.
/
/
/
/
/
/
/
/
Podczas nadzwyczajnej sesji rady miasta prezydent Janusz Kubicki tłumaczył się, dlaczego nie wykonał wyroku NSA o utylizacji odpadów z 2020 r., który rozwiązał spór między marszałkiem a prezydentem, nakazując właśnie prezydentowi usunięcie odpadów. – Dlaczego w 2020 r. tym się nie zajmowaliśmy? Dobrze państwo wiecie, bo walczyliśmy o to, żeby przeżyć wszyscy i wrócić do normalności. Ja wiem, że to też mnie nie usprawiedliwia, ale w roku 2020 r. wszystkie spalarnie dostały polecenie spalania tylko i wyłącznie odpadów medycznych – przekonywał Kubicki [cytat za protokołem z posiedzenia – red.]. Mecenas Andrzej Kulisz, zaangażowany w sprawę, dodał, że w innym wyroku NSA z 2022 r. w Zgierzu NSA wskazał marszałka województwa jako odpowiedzialnego za usunięcie porzuconych odpadów.
/
/
/
/
/
/
/
/
Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa zapowiada, że rząd przeznaczy do 43 mln zł na usuwanie skutków pożaru w Przylepie. Zielona Góra – 12 mln zł.
W sierpniu główny wykonawca zadania usunięcia odpadów, spółka Promarol- Plus z Ciepielówka, przejęła teren hali i zaczęła sprzątanie.
Do prokuratury wpłynęło sześć zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezydenta Zielonej Góry. Podpisało je 90 mieszkańców.
Wciąż nie wiadomo, co było przyczyną pożaru – monitoring hali nie działał na kilka miesięcy przed wybuchem. Oraz: jakie szkodliwe substancje spłonęły?
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
Radny Nesterowicz: – Nie mamy potwierdzonego ani skażenia, ani tego, że tego skażenia nie było. To buduje stan zawieszenia uniemożliwiający podjęcie jakichkolwiek działań prawnych. No bo trudno oczekiwać odszkodowania czy nowego miejsca zamieszkania. Są osoby, które relatywnie blisko tego pogorzeliska mieszkają, na terenie, który może ich zabijać. Potwierdzenie skażenia otwiera drogę dla prokuratury i możliwość postawienia bardzo konkretnych zarzutów.
/
/
/
/
/
/
/
/
//
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
/
To kiedyś wybuchnie
Bomba z opóźnionym zapłonem – tak o składowiskach odpadów toksycznych mówi dr inż. Ewa Siedlecka, adiunkt Politechniki Częstochowskiej z Wydziału Infrastruktury i Środowiska. Według niej zasięg „rażenia” składowisk odpadów niebezpiecznych to obszar 2-3 km wokół gniazda odpadów.
Według dr Siedleckiej życie w sąsiedztwie toksycznych odpadów ma poważne konsekwencje dla zdrowia: nowotwory wątroby i pęcherza, choroby nerek, przewlekłe choroby płuc, zaburzenia hormonalne i negatywny wpływ na płód u kobiet w ciąży. Efekt kumulacji toksycznych związków w organizmie widać dopiero po kilku, kilkunastu latach. Największe nieszczęście to pożary składowisk.
– Dym, który powstaje podczas takiego pożaru, jest nawet tysiąckrotnie bardziej szkodliwy od smogu – tłumaczy ekspertka.
„Polska nie będzie śmietniskiem Europy. Nie będzie więcej tych hańbiących obrazów, tych nieustannie płonących, legalnych i nielegalnych wysypisk, składowisk” – zapewnił Donald Tusk w swoim expose.
Sprawdzamy.
8 stycznia 2024 r. Nowa ministra środowiska i klimatu, Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050, zwołuje konferencję prasową. Korzystamy z okazji, by zapytać o pomysły nowej ekipy na to, jak rozmontować tykającą bombę niebezpiecznych odpadów.
– Jesteśmy na etapie szczegółowego mapowania nielegalnych, najbardziej szkodliwych odpadów, by w końcu dowiedzieć się, ile ich w Polsce mamy. Moim priorytetem było przy okazji prac budżetowych wygospodarowanie jak największych zasobów finansowych, przynajmniej na wkład własny do celu, jakim jest zlikwidowanie części przynajmniej składowisk. Będziemy to też traktować priorytetowo jako zobowiązanie wobec wyborców wielokrotnie powtarzane w kampanii wyborczej – mówiła minister Hennig-Kloska w odpowiedzi na nasze pytanie.
Wobec braku konkretów ze strony nowej minister, umawiamy się na spotkanie z Anitą Sowińską z Nowej Lewicy – to dziś podsekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, która od 15 grudnia 2023 r. odpowiada m.in. za odcinek walki z nielegalnymi składowiskami. Przyjmuje nas w ministerialnej sali konferencyjnej. Jak wspomina, w przeszłości pracowała w firmie chemicznej i wie, co to znaczy uciążliwy zapach toksyn.
Czy wie, ile mamy w Polsce składowisk odpadów niebezpiecznych? – Z informacji, które otrzymałam z GIOŚ wynika, że naprawdę niebezpiecznych składowisk jest ok. 214, z tym, że są to składowiska opisane na podstawie zgłoszeń przekazanych np. przez samorządy lub organy ścigania. To składowiska różnego rodzaju, różnej klasy. Dlatego jednym z pierwszych moich działań było skierowanie do GIOŚ prośby o uzupełnienie informacji o ocenę ryzyka zagrożenia dla zdrowia i życia okolicznych mieszkańców – mówi ministra, zerkając w notatki. Od rzecznika GIOŚ wiemy, że liczba 214 dotyczy nielegalnych składowisk o podwyższonym ryzyku, z uwzględnieniem odpadów szczególnie niebezpiecznych.
– Czyli do tej pory taka klasyfikacja nie była prowadzona?
– Mnie pewnych dodatkowych informacji w tym zestawieniu zabrakło – przyznaje Sowińska.
Nowa ministra powtarza oficjalny przekaz, że temat składowisk niebezpiecznych jest dla nowej ekipy tematem priorytetowym. Jakie pomysły na usprawnienie walki z nielegalnymi składowiskami ma Sowińska? – W budżecie zabezpieczyliśmy 153 mln zł na pomoc dla samorządów w likwidacji składowisk. To pierwszy krok. Pewne środki będą dostępne również w KPO i w programie FEniKS [Program Fundusze Europejskie na Infrastrukturę, Klimat, Środowisko 2021-2027 – red.]. Potrzebna jest także możliwość lepszego raportowania w systemie BDO [Baza Danych Odpadowych – red.], który umożliwi śledzenie tego, co się dzieje z odpadami. Mimo, że system został wdrożony już trzy lata temu, to wymaga pewnych modyfikacji, udoskonalenia i rozwinięcia np. w zakresie możliwości alertowania. Duża odpowiedzialność za raportowanie i kontrolę nad tym, co dzieje się z odpadami, spoczywa na samorządach. We współpracy z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych trzeba wzmocnić działania organów ścigania – mówi Sowińska.
Kiedy poznamy konkrety? – Najpierw musimy sporządzić diagnozę sytuacji i ją robimy, żeby wiedzieć w jakim kierunku powinny iść zmiany prawne i jaki kierunek należy obrać w związku z pozyskiwaniem pieniędzy na proces likwidacji składowisk. Myślę, że to jest kwestia pierwszego kwartału 2024 r., kiedy będziemy już znać pewien zarys – deklaruje Sowińska.
Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy Norweskich.